Spotkanie lo¿y, czyli Wieczorek Poetycki
dodany: 08.11.2004 | autor: Maciej Michta
27 paŸdziernika, oko³o godziny 18:00, w budynku mieszcz¹cym siê przy ulicy ¯ytniej 12 (a dok³adniej mówi¹c w sali nr 6 tego¿ gmachu), narodzi³a siê nowa, œwiecka tradycja (czy ekstra - czas poka¿e) - Wieczorek Poetycki. W³aœciwie ju¿ sama nazwa wydarzenia zdradza wszelkie szczegó³y na jego temat, pocz¹wszy od pory jego organizacji, zasiêgu i skali zainteresowania, a¿ po sam¹ dominantê, warto jednak wspomnieæ o korzeniach tej imprezy.
Z jednej strony jest ona kontynuacj¹ corocznych, wieczornych spotkañ mi³oœników poezji, z drugiej ró¿ni siê od swoich poprzedniczek pod ka¿dym wzglêdem. Zmianie uleg³a przede wszystkim nazwa, bowiem 2 lata temu mieliœmy wieczorek Toneta Pretnara, w roku ubieg³ym Wieczór Poezji Studenckiej, w tym natomiast odby³ siê po prostu Wieczorek Poetycki i póki co, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazuj¹, i¿ taka nazwa bêdzie obowi¹zywa³a w latach kolejnych, co jednoczeœnie oznacza (ku ogromnej radoœci organizatorów - KNS'u Œwiatowid), ¿e impreza bêdzie mia³a charakter cykliczny (byæ mo¿e nawet kwartalny).
Drug¹ znacz¹c¹ zmian¹ by³a liczba samych uczestników, grono przyby³ych by³o zdecydowanie kameralne, doœæ powiedzieæ, i¿ do zliczenia goœci wystarczy³yby trzy d³onie drwala. To, co pozosta³o niezmienne, to przede wszystkim g³ówna bohaterka wieczoru - poezja oraz atmosfera - wyj¹tkowa i tajemnicza niczym spotkania lo¿y masoñskiej. Równie¿ sam przebieg imprezy mia³ charakter niecodzienny; choæ pocz¹tkowo by³o bardzo urzêdowo (wstêp, wyznaczona kolejnoœæ wyst¹pieñ, aplauz i akceptacja), w miarê up³ywu czasu spotkanie zaczyna³o ¿yæ swoim ¿yciem. Po utworach lirycznych, pe³nych symbolizmu czy nawet okultystycznych, nastêpowa³y wiersze proste i radosne, zabawy s³owne i inne ¿arty literackie. Ca³oœæ uzupe³nia³y burzliwe dyskusje obecnych na temat s³ów wypowiedzianych, dziêki czemu utwory nabiera³y czêsto nowego sensu, czasem nawet w odczuciu samego autora.
Spotkanie w ¿adnym wypadku nie przypomina³o zlotu towarzystwa wzajemnej adoracji, ani tym bardziej wyœcigu po wieniec laurowy. Ka¿dy móg³ przez chwilê poczuæ siê aktorem i widzem tego widowiska i choæ obsada nie by³a najliczniejsza, liryczny spektakl potrwa³ pó³ tuzina kwadransów. Na zakoñczenie czêœci oficjalnej utrwalono sylwetki przyby³ych na pami¹tkowej fotografii (bêd¹cej substytutem kwiatów, laurek i podziêkowañ), po czym Ci, którym by³o ma³o udali siê na czêœæ nieoficjaln¹ - w myœl zasady finis coronat opus. I w tym miejscu powinno siê znaleŸæ kilka s³ów, po przeczytaniu których wszyscy nieobecni powinni poczuæ smutek i nostalgiê z powodu swej absencji, jednak uwa¿am, i¿ zabieg to zbyteczny, bowiem Ci którzy przyjœæ mogli i chcieli uczynili to z przyjemnoœci¹ i dalej czyniæ bêd¹.
|